niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział 19


~Jacqueline~

         Nie mogę się doczekać, aż mój kuzynek przyjedzie! Jak dawno go nie widziałam. Stęskniłam się, ale rozumiem, że ten wieczny dzieciak jest teraz sławny i co chwilę gdzieś wyjeżdża na koncerty. Choć oglądam każdy jego występ w TV, to i tak chcę wreszcie rozczochrać mu tą brązową czuprynę!
        Otworzyłam oczy, czując, że wydarzy się coś ciekawego. Potarłam je i spojrzałam na zegarek… 11 rano. No chyba kogoś powaliło! Przecież to jeszcze blady świt! Jęknęłam, powoli wstając z łóżka. Wzięłam ciuchy i poszłam do łazienki ogarnąć się. Gdy wróciłam do pokoju zauważyłam, że ktoś do mnie dzwoni na skaypie. Usiadłam przy komputerze i odebrałam.
- Kto mnie zmusza do wstawania o tak wczesnej porze?- wymamrotałam, patrząc nieprzytomnie na ekran monitora.
- No chyba nic nie masz do tego, że twój najukochańszy kuzynek do ciebie zadzwoni- usłyszałam znajomy głos.
- Loluś!- krzyknęłam uradowana.
- Tak, tak ja ciebie też- szatyn wyszczerzył się do kamerki.
- Co tam u ciebie? Jak tam ostatni koncert? Kiedy wpadniesz? Stęskniłam się… Gertruda też!- zasypywałam go pytaniami.
- Spoko. Było świetnie, poznałem wspaniałych ludzi… A co do odwiedzin mam pewien pomysł…- zaświeciły mu się oczy. Doskonale wiedziałam co to oznacza.
- Przyjeżdżaj kiedy chcesz i z kim chcesz- wyszczerzyłam się.
- Dobrze to co ty na to żebym wpadł do ciebie z chłopakami, Mel, Jul, Nat, Van i Dan?- popatrzył na mnie błagalnie.
- Hmmm… Czy mogę sugerować, że jedna z nich jest szczególna?- spojrzałam na niego z pod przymrużonych powiek.
- Nieee… To tylko przyjaciółki!- chłopak zmieszał się odrobinę.
- Oj widzę Loluś, że mnie tutaj kłamiesz, która to?- spojrzałam na niego uważnie.
- Nie powiem
- Niech zgadnę… Czy to może być Van?- przyjrzałam się mu, a on zarumienił się.
- Aha! Wiedziałam! Loluś się zakochał! Loluś się zakochał!- darłam się.
- No dobra już przestań, bo jeszcze cię ktoś usłyszy- był wyraźnie zawstydzony.
- Ok. To kiedy wpadniesz i kiedy będę mogła ją poznać?- spytałam. Lou się zastanawiał.
- Hmmm… Około jutrzejszego popołudnia, może być?- zaproponował.
- Mi pasuje. Powiem tylko rodzicom i wszystko będzie gotowe na wasz przyjazd. Ale Gertruda się ucieszy!- byłam w wyraźnie dobrym humorze.
- Taaa…- uśmiechnął się, wspominając. Nagle usłyszałam za sobą otwierające się drzwi. Odwróciłam się a przede mną stał Gertruda.
- Gertruda! Jak ty tu wlazłeś?! Przecież to 2 piętro, a schody są wąskie!- krzyknęłam zdziwiona.
- Jack? Co się stało?- Louis zapytał lekko zaniepokojony.
- Wszystko ok, tylko Gertruda stoi teraz w moim pokoju… Muszę kończyć widzimy się jutro. Paa Loluś!- wyszczerzyłam się i wyłączyłam rozmowę. Teraz czekała mnie ciężka robota, bo trzeba Gertrudę znieść na dół… Ehh. Boże dlaczego nie mogłeś mnie powstrzymać? Gdy byłam mała wymyśliłam sobie, że zamiast psa chcę takie wielkie bydle! Ale i tak kocham tego wielkiego, fajtłapowatego zwierzaka!


~Niall~

          Wybiegłem za Mel na zewnątrz. Po chwili stanąłem, nie wiedząc gdzie pobiegła… Ale Hazzie się udało. Czasami mam ochotę uszkodzić mu tą buźkę za niewyparzony język… Grrr! Wróciłem wkurzony do domu, mając nadzieję, że Melody nie długo wróci.
- I co?- Lou spojrzał na mnie zaniepokojony. Pokręciłem przecząco głową.
- Widzisz do czego doprowadza ten twój głupi niewyparzony język?- szatyn wydarł się na loczka. Pierwszy raz widzę żeby Louis był tak wkurzony na Harrego.
- Przepraszam! Po prostu nie panowałem nad sobą i powiedziałem to, co mi ślina na język przytoczyła, nie myśląc nad tym co robię…- Styles był bardzo smutny.
- No dobra, ale musisz to powiedzieć Mel a nie nam…- powiedział Zayn.
- Mam nadzieję, że wróci i wam wszystko wybaczy, bo to nie wasza wina. Ja wam wszystko opowiedziałam o przeszłości Mel…- Vans była bliska płaczu, a Louis od razu podszedł do niej i ją przytulił.
- Nie obwiniaj się… Chciałaś dobrze, a to my chcieliśmy się dowiedzieć dlaczego Mel przyjechała tutaj- pocieszał ją.
        Opuściłem salon, nie mogąc znieść tego smutku i poszedłem do pokoju Mel, a z niego na taras… Musiałem sam dokładnie przemyśleć całą tą sytuację i zastanowić się gdzie mogłaby pójść Mel. Pewnie gdzieś, gdzie będzie mogła być sama. Zauważyłem, że gdy ją coś gryzie lub ktoś ją zrani potrzebuje samotności by wszystko przemyśleć. Heh… Uśmiechnąłem się smutno. Jak wiele nas łączy, wydawać by się mogło, że jesteśmy dla siebie stworzeni, ale trzeba przyznać, że rozumiemy się znakomicie, nawet wtedy gdy nie wypowiemy ani jednego słowa. Dlatego jestem pewien, że Melody wróci, choć nie wiem czy wybaczy nam to, co zrobiliśmy. Cały czas mam przed oczami jej twarz… A jej oczy gdy na mnie spojrzała były pełne nienawiści i ogromnego smutku. Przecież miałem ją chronić! A znów ją tylko ranię!!! Mam ochotę skoczyć z tarasu i coś sobie zrobić by tylko nie móc już więcej jej krzywdzić. Lecz bym ją znów skrzywdził, tak samo jak siebie. Serce by mi chyba pękło, gdybym nie mógł już więcej spotykać się z Mel. Codziennie tęskniłbym za jej uśmiechem, oczami, coraz mocniej. Nie potrafię wytrzymać bez niej chociaż przez godzinę, a co dopiero gdyby Melody miała wyjechać.                                                      Przyznam się szczerze, że uzależniłem się od niej… Czy to w ogóle jest możliwe? Wygląda na to, że jak najbardziej tak. Ehh… To do czego ona potrafi mnie doprowadzić, wydaję się niemożliwe, a jednak jest to dla mnie realne. Jestem całkowicie rozbity. Muszę się teraz skupić na odnalezieniu Mel i porozmawianiu z nią na temat jej rodziny i jej problemów z pieniędzmi. Po prostu muszę to zrobić, bo czuję, że gdy tego nie zrobię to ona mi nie wybaczy i odejdzie ode mnie… Gdzie ona mogłaby pójść? Może zadzwonię do niej? Jeśli odbierze to mógłbym z nią pogadać. Mam nadzieję, że zdążę przed naszym wyjazdem na wieś, bo chce alby Melody pojechała ze mną, bo miałem nadzieję, że ten wyjazd nas jeszcze bardziej do siebie zbliży. Nadzieja… Jak bardzo łatwo potrafi być zgubna, ale też umiera ostatnia. Powoli zaczyna się ściemniać i na zewnątrz robi się coraz zimniej. Muszę ją odnaleźć!
        Pobiegłem do swojego pokoju po telefon. Zauważyłem, że na ekranie widnieje wiadomość… Otworzyłem ją i przeczytałem bardzo uważnie…
 „ Wiem, że to pewnie ty chciałeś się dowiedzieć dlaczego tutaj przyjechałam… Nie winię cię  za to, ale nadal mnie to boli, że zamiast po prostu porozmawiać ze mną, wolałeś dopytywać się moich przyjaciółek… Musiałam uciec, bo chciałam to wszystko przemyśleć. Nie winię Hazzy. Proszę przekaż mu ode mnie, że mu nawet dziękuję, bo dzięki niemu otwarły mi się oczy i mogę spojrzeć na swoją przeszłość pod innym kątem i zastanowić się wreszcie, co męczyło mnie od dawna, co też zauważyłeś, co mam dalej zrobić i jak mam pomóc swoim rodzicom, by nie cierpieli  tak bardzo za mój błąd. Chcę na razie pobyć trochę sama… No może nie koniecznie całkowicie sama, bo chcę żebyś do mnie przyszedł i wsparł mnie… Jestem w pobliskim lesie, na łące, którą bardzo łatwo znaleźć. Tam będę czekała za tobą i proszę przyjdź sam, bo teraz potrzebuję wyłącznie ciebie. No i może jakiegoś koca, bo robi się tutaj strasznie zimno…
                                                                                                        Kocham Cię
                                                                                                            Melody”.
        Poszedłem bez wahania do pokoju Harrego. Siedział zrozpaczony na łóżku, a obok niego siedziała Jul próbując jakoś go pocieszyć i zważając na jej minę, siebie odrobinę też.
- Jul mogłabyś zostawić nas na moment?- poprosiłem spokojnie.
- Dobrze- kiwnęła głową i wyszła bez słowa.
- Mam do ciebie wiadomość…- zacząłem.
- Ale ja naprawdę nie chciałem jej tego powiedzieć- chłopak był zdruzgotany, bliski płaczu.
- Nie chciałem jej skrzywdzić…- schował twarz w dłoniach, szlochając.
- Wiem, Melody też wie, że przenigdy byś jej umyślnie nie skrzywdził. Dlatego kazała mi coś przekazać- powiedziałem, patrząc uważnie na niego. Spojrzał mi w oczy ze smutkiem. Zamiast mu wszystko mówić i tłumaczyć, wyciągnąłem komórkę z kieszeni i pokazałem mu wiadomość od Melody. Chłopak otworzył szeroko oczy i zaczął szybko czytać tekst.
- Pójdziesz do niej?- zapytał, oddając mi telefon.
- Tak, właśnie się zbieram- powiedziałem.
- A czy mógłbym z tobą?- zapytał, wstając gwałtownie z łóżka.
- Nie. Sam przeczytałeś, że mam przyjść sam, ale spróbuję z nią porozmawiać i na pewno uda mi się przyprowadzić Melody do domu- uśmiechnąłem się ciepło, a on odwzajemnił mój uśmiech.
- To w takim razie uszykuję się, aby ją przeprosić!- powiedział stanowczym tonem.
- Ale przecież nie musisz, ona w cale nie jest na ciebie zła- zacząłem, ale przerwałem gdy zobaczyłem upór w jego oczach.
- Ehh no dobrze… Tylko nie kombinuj za bardzo- mrugnąłem do niego i odwróciłem się by wyjść, jednak coś sobie przypomniałem i dodałem po chwili.
- Kryj mnie, jak by co poszedłem się przejść, jeśli reszta się dowie, że idę do niej to będą chcieli iść ze mną, albo co gorsza zaczną mnie śledzić...- popatrzyłem na niego z przerażeniem w oczach, znając jak im wychodzi to „śledzenie”. Hazza się wyszczerzył, wreszcie udało mi się go rozweselić.
- Masz rację. Szczególnie Lou byłby do tego zdolny- zaśmiał się cicho.
- Dobrze, nie wydam cię- obiecał, a ja ruszyłem w kierunku wyjścia.
Na szczęście wszyscy siedzieli w swoich pokojach, przez co nie musiałem się tłumaczyć dokąd idę.
         Gdy wyszedłem na zewnątrz od razu ruszyłem w wyznaczonym przez Mel kierunku. Przedzierałem się przez gąszcz i gałęzie. O mało co bym się nie zabił o wystający korzeń, ale w końcu wyszedłem na otwartą przestrzeń. Mel siedziała na jej środku, gdzie najwięcej padało promieni słonecznych. O dziwo, pogoda się poprawiła, choć na to nie wskazywało, było przyjemnie ciepło. Słońce chowało się za horyzontem. To miejsce było przepiękne... Szatynka zauważyła mnie po chwili i uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
- Jestem, możemy w takim razie pogadać jak chciałaś… I mam koc! Choć pewnie teraz się nie przyda…- powiedziałem, trzymając koc w ręku. Mel wskazała miejsce obok siebie, gdzie po chwili usiadłem, wcześniej rozkładając koc dla nas obojga. Miałem nadzieję, że już wszystko sobie przemyślała i wreszcie w jej głowie zapanuje spokój i porządek.


                                    ~Melody~
   
        Niall usiadł obok mnie patrząc na mnie wyczekująco. Odwróciłam wzrok od zachodu słońca i spojrzałam mu w oczy.
- Więc? Co będziemy tutaj robić?- zapytał.
- Na razie będziesz słuchał tego co mam ci do powiedzenia…- zaczęłam.
- Przecież wiem co powiesz… Rozpoczniesz od tego, że nie jesteś na nas zła, ale trochę nami zawiedziona, bo zamiast pogadać z tobą sami próbowaliśmy się dowiedzieć czegoś o tobie, co było złe. I teraz o tym dobrze wiem i chłopacy też. Zamiast po prostu szczerze z tobą pogadać robiliśmy wszystko na własną rękę. A ja zamiast być z tobą i cię wspierać gdy uciekłaś to stałem jak baran i nic nie zrobiłem, kompletnie nic…- słowa wylewały się z niego strumieniami. Schował twarz w dłonie. Nastała cisza, która ciągnęła się w nieskończoność.
- Przez ten czas, w którym jesteśmy razem dobrze mnie poznałeś, skoro wiesz co chcę ci powiedzieć…- zdjęłam ręce z jego twarzy i uśmiechnęłam się do niego ciepło.
- Może to śmieszne, ale wydaje mi się, że cię już dobrze znałem jeszcze przed naszym spotkaniem…- powiedział cicho, mając nadzieję, że tego nie usłyszę. Mylił się jednak.
- Co ma znaczyć, że znałeś mnie zanim mnie poznałeś?- popatrzyłam na niego zaciekawiona.
- Noooo, bo tak jakby mi się śniłaś czy coś…- spojrzał na mnie zawstydzony, a ja patrzyłam na niego zdziwiona przez chwilę…
- Czyli ty też miałeś ten dziwny sen…- wypaliłam, rumieniąc się.
- Ale jak to, ty też??- był zszokowany.
- Tak też mi się śniłeś… Ale czy w tym śnie wpadliśmy na siebie?- spojrzałam na blondyna.
- Tak i była w tle taka melodia… Szkoda, że nie wziąłem gitary to bym ci pokazał- zaczął, ale mu przerwałam.
- Nic nie szkodzi, bo ja też słyszałam tą melodię- powiedziałam i zanuciłam ją. O dziwo w ogóle się nie wstydziłam.
- Tak, to właśnie ta melodia, a nawiasem mówiąc masz niesamowity głos- uśmiechnął się do mnie, a ja się zarumieniłam.
- Tylko tak mówisz…- powiedziałam, nie wierząc w jego słowa.
- Mówię prawdę. Już wcześniej tak uważałem, gdy śpiewałaś ze mną i chłopakami w studiu. Liam, Zay, Lou, Hazza i ja uważamy, że powinnaś pokazać jaki masz wspaniały talent- popatrzył na mnie poważnie.
- Powinnaś pokazać go światu. Gdybym tylko znał kogoś sławnego…- popatrzył na mnie, a ja spojrzałam na niego  wymownie.
- Zaraz… Przecież ja jestem sławny!- zawołał, uderzając się w czoło. Zaczęłam się śmiać.
- Moja głupota coraz bardziej mnie przeraża, ale jak mówiłem wcześniej powinnaś ujawnić swój talent- spojrzał mi w oczy.
- Może masz rację… Ale na razie nie chcę o tym myśleć. Chcę tylko wrócić do domu, wypić gorące kakao i siedzieć ze wszystkimi- powiedziałam, przytulając się do Horana.
- Czyli już wszystko ok?- spojrzał na mnie.
- Tak. I przepraszam za moje fochy, ale jak już się dowiedziałeś miałam mętlik w głowie- powiedziałam ze smutną miną. Pocałował czubek mojej głowy i powiedział…
- Nie myśl o tym tylko, tak jak powiedziałaś, chodźmy do domu i wypijmy kakao- uśmiechnął się. Wstaliśmy i ruszyliśmy w kierunku domu.






Następnego dnia

                                          ~Louis~

         Obudziłem się podekscytowany i pełen energii, ponieważ dzisiaj jedziemy do Jacqueline! Będzie świetnie! Wstałem i popędziłem do łazienki przebrać się, potem pobiegłem na dół, na śniadanie, które przygotował Liam. Kochany Daddy! Wszedłem do kuchni gdzie już wszyscy byli, rozmawiali i wygłupiali się w najlepsze… A właśnie! Wczoraj wieczorem Niall zniknął i zastanawialiśmy się gdzie poszedł. Hazza powiedział, że poszedł na spacer. Ale okazało się, że poszedł po Melody. Gdy wrócili do domu wszyscy się pogodzili i oczywiście było przytulanie i płacz…. Ale oczywiście to dziewczyny płakały nie ja. Jestem na to za męski.
Lou nie kłam, tylko ty tam płakałeś i nikt inny!
No dobra, przyznaję się, to ja… Ale skąd się wziął ten głos?? Hmmm… A, pewnie to sumienie czy jakieś tam ustrojstwo. Ale nie ważne.
- Cześć Marcheweczko!- zawołała Mel i wszyscy jej wtórowali.
- Hej wam! Co na śniadanie?- popatrzyłem na Liama.
- Płatki i mleko, a co?- spojrzał na mnie.
- Toś się nie wysilił. Miałem nadzieję, że chociaż jakieś tosty będą albo naleśniki…- straciłem zapał.
- Jak masz ochotę na tosty to sobie zrób. Ale jak będziesz robił to mi też możesz zrobić ze 2 lub 3 ewentualnie 10- wyszczerzył się Niall znad swojej miski, przepraszam MISY, albo raczej WAZONU z płatkami.
- Nie zrobię ci tostów, bo sam ich nie chcę- powiedziałem i zabrałem się za swoje płatki.
- A tak w ogóle to jak przygotowania na wycieczkę na wieś??- popatrzyłem na nich zaciekawiony.
- Noo, po śniadaniu wszyscy idziemy się pakować- powiedział Zayn.
- Tylko proszę cię Niall, weź jakieś ubrania, a nie samo jedzenie- spojrzałem na Horana.
- No ale przez drogę będę głodny, a po za tym skąd mam wiedzieć czy tam będzie sklep, no bo to w końcu farma…- blondynek zaczął się zawzięcie tłumaczyć.
- A pamiętasz jak ostatnio wsadziłeś do walizki lody i o nich zapomniałeś? I co się z nimi później stało??- Liam popatrzył na niego srogim wzrokiem. A ja z chłopakami spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo.
- Och no dobra niech wam będzie… Ale i tak coś wezmę na drogę- powiedział zacierając ręce.
- Dobra, ale niech to będą jakieś ciastka lub batoniki i nic innego. A, i przy okazji, jest tam sklep- powiedziałem.
- Żadnych lodów- powiedział Hazza, patrząc uważnie na Nialla.
- Żadnych- obiecał blondynek.
- O co chodzi z tymi lodami?- spytała zaciekawiona Vanessa.
- Nie chcesz wiedzieć- powiedziałem, krzywiąc się.
- To zbyt okropna i obrzydliwa sprawa- wytłumaczył loczek.
- Dobrze, w takim razie wolę nie pytać- powiedziała, odłożyła naczynia do zmywarki i poszła do swojego pokoju spakować się jak przypuszczam.
         Gdy wszyscy już zjedli, posprzątaliśmy po sobie i poszliśmy po swoje rzeczy aby się spakować. A zapomniałem też dodać, że ja z chłopakami już przywieźliśmy spakowane ciuchy ze swojego domu, zaoszczędzając trochę czasu. Teraz siedzieliśmy oglądając moje ulubione kreskówki, czekając aż dziewczyny się spakują. Trwało to chyba z 2 godziny, ale gdy się spakowały mogliśmy pójść na spacer do parku i po długich błaganiach Mel i Nialla na lody. Dzień zapowiadał się świetnie. Słońce prażyło, ale bez przesady tak w sam raz, czyli pogoda idealna. Gdy już wszyscy zjedliśmy swoje lody, a to trochę trwało, no bo wiadomo Nailer, poszliśmy do naszego domu, ponieważ Pan Jaki Ja Jestem Piękny zapomniał swojej ulubionej suszarki do włosów.
- Ey właśnie mamy w domu wszystko co nam potrzebne na wycieczkę?- zapytał Liam.
- Hmmm… Wczoraj nie kupiliśmy żelek Hazzy, bo sklep był nieczynny- przypomniała Danielle.
- Żżże co?- loczek się wkurzył.
- Spokojnie Harry, tylko spokojnie..- powiedział Niall, próbując go uspokoić.
- Jak mam być spokojny, skoro nie ma moich ukochanych żelek? To nie fair!- zaczął się wydzierać, jak małe dziecko.
- Uspokój się mały bachorze! Co za problem pójść do sklepu i je sobie kupić??- warknął wkurzony Zayn.
- No właśnie! Choć Harry pójdę z tobą i kupimy tyle żelek ile będziesz chciał…- uśmiechnęła się Jul.
- To w takim razie widzimy się u Mel w domu…- powiedział wyszczerzony lokowaty, biorąc July pod ramię. Po chwili zniknęli w podskokach za rogiem ulicy. Nigdy nie zrozumiem humorów Stylesa…
- No to idziemy do mnie- powiedziała Mel. Powoli ruszyliśmy w tym kierunku, gdy Horan się odezwał.
- Zjadłbym coś…- pomasował się po brzuchu.
- Nie no znowu?- jęknął Liam.
- Masz coś do mojego apetytu?- blondasek stanął przed Paynem napinając się, co wyglądało zabawnie, bo Liam jest od niego o co najmniej pół głowy wyższy i bardziej umięśniony.
- Nie no skądże znowu…- powiedział Daddy, unosząc ręce w obronnym geście.
- To dobrze… Ale i tak bym ci nic nie zrobił, bo cię kocham stary!- wydarł się Niall i objął go ramieniem, co wyglądało jeszcze śmieszniej, bo blondasek musiał stanąć na palcach i właśnie w tym momencie nie wytrzymałem i zacząłem tarzać się ze śmiechu, nie tylko mnie to rozbawiło, bo reszta też się śmiała, ale tylko ja leżałem na chodniku i śmiałem się w niebogłosy.
- Ey! Louis, co ci jest?- zapytał Liam, zdziwiony. A ja nadal się śmiałem, jednak głupawka szybko minęła i wstałem gwałtownie, mówiąc…
- Wszystko w porządku tatuśku, idziemy w końcu do Mel czy nie?- zapytałem w poważną miną. Teraz to już całkiem zbiłem wszystkich z tropu.
-Lou na pewno nic ci nie jest? Może pojedziemy do lekarza sprawdzić czy z twoją główką wszystko ok?- Zayn spojrzał na mnie z uśmieszkiem na twarzy.
- Oj dajcie spokój! Głupawki nigdy nie dostaliście?- spojrzałem na nich błagalnie.
- Tak, ale nigdy na środku ulicy wśród tylu ludzi…- powiedziała Van, pokazując na przyglądającym się nam przechodniom. Podszedłem do niej i objąłem ją ramieniem.
- Trzymaj się mnie, a takie akcje będą cię spotykać często…- powiedziałem, poruszając zabawnie brwiami. Dziewczyna zaśmiała się.
- A właśnie miałem się pytać, czy ktoś zrobił im zdjęcia? Muszę to mieć u siebie w telefonie…- wyszczerzyłem się, patrząc na każdego po kolei.
- No oczywiście… Mam nawet filmik- Zayn wyciągnął telefon i przesłał mi pliki, które chciałem.
- Ey! To wy to nagraliście? No ey!- zawołał zdziwiony Niall.
- Na przecież jak nie można by było tego nie nagrać? Walka byczka i kurczakiem..- zaśmiał się cicho Malik.
- No widzisz! Kurczakiem! Na twoim miejscu bym się wkurzył i nie dał się tak przezywać- Horan poklepał pocieszająco zdziwionego Liama. A my wszyscy znów w śmiech. W takich świetnych humorach wróciliśmy do domu cioci Mel.





            No i o to rozdział 19! ;D Udało mi się wreszcie coś napisać... Następny przyjdzie łatwiej, przynajmniej mam taką nadzieję ;) Jak zwykle proszę o 10 komentarzy ;) A i jak wam się podoba nowy wygląd bloga?;D

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 18


~Niall~



   Biegłem za Melody, która starała się uniknąć kontaktu z brukselkami.
- Zaraz cię dorwę i wtedy zjesz te przepyszne warzywo!- powiedziałem, machając nad głową jarzyną.
- Nigdy! Po moim trupie!- odparła Mel z uśmiechem na twarzy. Zaczynałem się coraz bardziej męczyć tym bieganiem po całym domu, ale był jeden plus… A mianowicie, ona też się męczyła. Kiedy już nie dawała rady i leżała z zadyszką na ziemi, ja ostatkiem sił podszedłem do niej i z złowrogim uśmiechem zapytałem…
- Głodna?- podniosłem brew, poruszając warzywem.
- Nie! Proszę!- wyszeptała, nie mając wystarczająco sił by normalnie odpowiedzieć.
- A co dostanę w zamian?- popatrzyłem na nią, wyczekując odpowiedzi. Szatynka chwilę się zastanawiała.
- Hmmm… Może chcesz marchewkę?- zapytała.
- Nie… Ja nie Louis żeby cały czas chrupać marchew- pokręciłem przecząco głową z uśmiechem na twarzy.
- No to co chcesz?- popatrzyła na mnie z lekkim przerażeniem w oczach.
- Przecież to oczywiste! Wiesz bardzo dobrze czego chcę…- poruszałem flirciarko brwiami.
- Nieee? Nie wiem czego chcesz- powiedziała, udając głupią.
- To jasne jak słońce, że chcę całusa- pokazałem jej język, a ona się uśmiechnęła.
- A co jeśli go nie dostaniesz?- droczyła się ze mną.
- To przygotuj się na brukselkę!- zaśmiałem się złowieszczo.
- W takim razie nie mam wyboru…- westchnęła i mnie pocałowała. Nie wiem jak ona to robi, ale za każdym razem gdy się całujemy kręci mi się w głowie i chcę jeszcze… Mel jest niesamowita. Jak ja się cieszę, że jesteśmy razem, ale chciałbym gdzieś z nią pojechać. Na jakąś wycieczkę albo coś. Muszę pogadać z chłopakami, może oni też będą się na to pisać i gdzieś pojedziemy. Ale tym zajmę się później.
- Co robimy?- zapytałem, wstając z ziemi.
- Hmmm… Nie mam pojęcia, może coś reszta wymyśli- powiedziała Melody.
- Ja osobiście bym coś zjadł…- poklepałem się po brzuchu, czując znajome ssanie.
- Oj ty żarłoku ty- Mel popatrzyła na mnie z uśmiechem.
- Ale twój?- popatrzyłem na nią z niewinną minką.
- Oczywiście kocie- szatynka uśmiechnęła się jeszcze szerzej i pocałowała mnie w kącik ust. Poszliśmy do kuchni gdzie cała nasza paczka siedziała jeszcze zajadając śniadanie. Wszyscy oprócz Louisa…
- Gdzie Boo Bear?- zapytała Mel.
- Powiedział, że musi coś sprawdzić na kompie i, że za chwilę wróci- odpowiedziała Vanessa, zajadając kanapkę. Ukradkiem usiadłem obok niej i zwinąłem jej jedną.
- No ej!- zawołała.
- Nie fefkadzaj mi fedy jem…- powiedziałem z pełną buzią.
- Jesteś mi winny kanapkę… Ty żarłoku jeden-  Vans wytknęła mnie palcem, mrużąc oczy.
- No ok, niech ci będzie, ale później- mrugnąłem do niej.
- Ehh… Niech ci będzie, ale pozwalam ci na to tylko dlatego, że jesteś z moim Meluś- uśmiechnęła się szeroko, wypowiadając ostatnie słowa.
- Tak, tak ja ciebie też..- zawołała Mel zza lodówki, w której szukała jakiegoś soku. Wszyscy siedzieliśmy, powolnie przeżuwając kanapki gdy nagle Lou wbiegł do kuchni z wyszczerzem na twarzy.
- Mam dla was świetną wiadomość!- Loui skakał jak królik, który zjadł za dużo marchewek, choć u niego może to być nie możliwe. Przedawkowuje marchewki, a później mu odwala na maxa, ale za to go uwielbiamy, za to, że jest takim świrem.
- O co chodzi? Kupiłeś 3 marchewki w cenie jednej czy co?- zapytał znudzony Zayn.
- Skąd wiedziałeś?- szatyn spojrzał na niego zdziwiony- Ale nie o to chodzi… Jedziemy na wycieczkę!!- wydarł się uradowany.
- Ale gdzie?-  zapytała Jul, zaciekawiona jego słowami.
- Na wieś, do mojej rodziny!- Louis zaczął tańczyć jakieś wygibasy, które pewnie miały oznaczać jego radość.
- Ale wszystko ustalone? Z menagerem też?- zapytał Liam.
- Tak tatuśku wszystko ustalone, nie musisz się martwić- merchewkożerca machnął ręką i popatrzył na nas.
-No ale dlaczego się nie cieszycie? – popatrzył na nas smutny.
- Bo nadal jesteśmy w szoku…- odpowiedziała mu Nat.
- Ale czemu?- zapytał, jak 5-latek.
- Bo nie możemy uwierzyć, że ty coś zorganizowałeś… I to sam!- powiedział Harry, za co dostał od Lou po głowie.
- No ała mówiłem prawdę- powiedział loczek, masując obolałe miejsce.
- Tak wszystko załatwiłem. Samiuteńki- Louis wypiął dumnie pierś, a my zaczęliśmy wiwatować i skakać z radości.
- Jedziemy na wycieczkę! Wycieczka! Wycieczka! Yeah!- darliśmy się w niebogłosy.
- Ale co tu się dzieje?- zapytała ciocia Mel, wchodząc zaspana do kuchni.
- Jedziemy na wycieczkę!- wydarł się Lou, ale nagle spoważniał.
- Droga Beth… Czy możemy zabrać dziewczyny by nam towarzyszyły podczas wycieczki na wieś do mojej rodziny, która trwać będzie około 10 dni. Obiecuję, że dziewczyny będą pod dobrą opieką i włos im z głowy nie spadnie- powiedział Louis, przykładając rękę do piersi.
- Czyli, że mam wolny dom na 10 dni, bez żadnych krzyków i wyścigów po korytarzach?- Beth popatrzyła na niego zamyślona.
- Tak- potwierdził, patrząc zagubiony na dziewczyny, a one tylko wzruszyły ramionami, szczerząc się do siebie.
- W taki razie zgadzam się- powiedziała i uścisnęła mu dłoń.
- Jupi!!- wykrzykiwały dziewczyny.
- Lou kochamy cię!!!- wydarły się i wskoczyły na biednego Boo Beara.
- Jauć!- powiedział Hazza, krzywiąc się na widok przygniecionego Tomlinsona.
- Z jednej strony zazdroszczę Lou tego, że dziewczyny tak na niego lecą, ale z drugiej to nie chciałbym być zgnieciony przez 4 dziewczyny…- loczek skrzywił się jeszcze bardziej. Od razu płeć piękna spojrzała na niego z pod byka.
- Czy ty przypadkiem nie sugerujesz, że jesteśmy grube?- zapytała najmniejsza z nich wszystkich, oburzona Jul.
- Nie skądże znowu- Styles podniósł ręce w obronnym geście.
- No mam nadzieję- wytknęła go Nat.
- No to jak już emocje zastały opanowane, to chciałbym wiedzieć kiedy wyjeżdżamy?- zapytał Liam.
- Hmmm… Spakujemy się, zrobimy szybkie zakupy, droga będzie trwała…- wyliczał po cichu Lou.
  - Myślę, że tak gdzieś około jutra popołudniu?- popatrzył na nas, z wyczekującą miną.
- Może być. Ok. Powinno mi pasować- usłyszał odpowiedzi.
- To wszystko ustalone… Muszę tylko powiadomić moją ciotkę, kiedy przyjedziemy i będzie świetnie!- zawołał, i wszyscy razem poszli do salonu.
- Nuuudzi mi się. Co robimy?- zawył Harold, siadając na kanapie.
- Jakieś pomysły?- zapytałem.
- Hmmm… Może pogramy na konsoli? Pogoda nie jest dzisiaj za ciekawa na spacer czy coś w tym stylu…- zaproponowała Mel.
- Spoko… To jak się dzielimy? Dziewczyny kontra chłopacy?- zapytał Zayn.
- Ok, ale pamiętajcie z nami nie wygracie- powiedziała, pewna siebie Vans.
- Tsaa i co może jeszcze frytki do tego?- powiedział kpiąco mulat.
- Ale, żeby później nie było, że oszukiwałyśmy…- Melody wzruszyła ramionami.
- Nic takiego się nie stanie, bo przegracie!- wydarł się Lou. Gra rozpoczęła się. Na pierwszy odstrzał poszedł Hazz i Jul. Walka była wyrównana, gdy nagle bohaterka July odskoczyła i skoczyła w górę, wykonała salto i z całą swoją siłą uderzyła z głowę postaci Harrego. Chłopak był tak zaskoczony, że tylko patrzył z otwartą buzią na ekran, na którym widniał napis „Game over”.
- A-a-a-a-ale jak to?- jąkał się zdziwiony Styles.
- N-n-n-n-normalnie- przedrzeźniała go Jul.
- Nie martw się to dopiero pierwsza runda… Kto następny?- zapytał Loui, pocieszając loczka.
- To może teraz Nat i Zayn?- zaproponowałem.
- Spoko- powiedzieli chórem i zajęli miejsca przy konsoli. Znów walka była  wyrównana, ale w pewnym momencie Zayn zaczął wygrywać… Gdy Zayn miał dokonać ostatecznego uderzenia, Mel zawołała do niego…
- Zayn! Twoja fryzura!- krzyknęła.
- Co jest z nią nie tak?- powiedział i od razu pobiegł do lustra. Nataly wykorzystała szansę i pokonała swojego rywala. Z okrzykiem radości dziewczyny przybiły sobie piątkę.
- Ey! To nie fair! Tak nie można!- oburzył się Harry.
- My tak możemy! Bo jesteśmy słabsze…- July wytknęła język. Harry usiadł na kanapie robiąc nadąsaną minę.
- Szczerze to nie było fair- powiedziałem do Mel. A ona zrobiła skruszoną minę.
- No dobra… Zrobimy tak. Jedna para nie będzie musiała grać i jedna wygrana automatycznie przechodzi do chłopaków czyli mamy teraz 2:2. Może tak być?- zapytała patrząc na wszystkich.
- Ok, ale kto nie będzie grał?- zapytał Louis.
- To może ja i Danielle? My tak czy siak właśnie mieliśmy wam powiedzieć, że chcieliśmy wyjść, bo potrzebujemy kilku rzeczy na wyjazd…- uśmiechnął się Payne.
- No dobra… Ale jeśli możecie to może zrobicie ogólne zakupy na jutro?- zapytałem.
- No spoko, tylko zróbcie listę zakupów- powiedział i zaczął razem z Danielle szykować się do wyjścia. Po 5 minutach lista była gotowa, ale nie obeszło się bez marchewek, żelek i nutelli, które było dla niektórych bardzo potrzebne.
- Dobra to gramy dalej?- zapytałem.
 - Ok, ale bez oszukiwania- uprzedził nas Harry. Tym razem grali Vans i Lou. Grali chyba z 15 minut, co chwilę się przepychając, śmiejąc się i komentując swoje ruchy. Wreszcie wygrała Vans. Teraz przyszła kolej na mnie i Mel. Ustawiliśmy się na miejscach, mierząc się wzrokiem.


~Melody~



    Mierzyliśmy się wzrokiem, jak bokserzy przed walką. Lecz po chwili zaczęliśmy się rozśmieszać. Byłam popłakana ze śmiechu, widząc miny Nialla.
- Ty świrze ty!- zaśmiałam się.
- Dobra, skończycie już? Ja chcę w końcu dowiedzieć się kto wygra- powiedział Harold ze znudzoną miną. Zaczęliśmy grę. Ostatnia runda, wszyscy patrzyli na nasze ruchy z napięciem, a ja z Niallerem, śmialiśmy się w najlepsze… Nasze pozy przy graniu były obłędne. Pierwszą rundę wygrałam ja, za co dostałam wiwat od dziewczyn, a blondasek wyzywanie od chłopaków. Drugą rundę wygrał Horan, więc na razie był remis… W czasie trzeciej dawałam z siebie wszystko. Nagle blondas zawołał…
- Czas! Potrzebuję czasu! Żądam o przerwę!- zawył.
- Ok.. Niech ci będzie- spauzowałam grę i popatrzyłam na niego wyczekująco. Niall w jednej chwili zniknął za drzwiami kuchni, a w drugiej już był z powrotem, trzymając w ręce czekoladę.
- To wszystko głodomorze?- zapytałam, śmiejąc się.
- Tak. Yyyy… Jeszcze nie- powiedział, podchodząc do mnie.
- Co byś chciał?- spojrzałam na niego, podnosząc jedną brew.
- Chciałem się zapytać, czy wynik tej gry nic nie zmieni w naszych stosunkach…- powiedział całkiem poważnie, czym mnie całkiem zatkał. Nie wiedziałam co powiedzieć, tylko stałam tak przed nim patrząc na niego osłupiale.
- No nie, a miałoby coś zmienić?- spojrzałam na niego zaciekawiona.
- Nie, tak tylko pytam… Ostatnio też trochę dziwnie się zachowujesz, ale musiało mi się coś zdawać…- chłopak wzruszył ramionami, patrząc na mnie uważnie. O Jpdl! Czyżby on coś wiedział o mojej przeszłości? Chyba nie, przecież nikomu  o tym nie mówiłam po za dziewczynami, ale one by nie wygadały… Nie są takie.
- Mhm…- powiedziałam- To wszystko?- zapytałam, starając się zachować normalnie.
- Nie… A uścisk na szczęście?- popatrzył na mnie z niewinną minką.
- Niall…- zaczęłam, a on nadal się tak na mnie patrzył.
- Ale... Ehh na dobrze- poddałam się, wiedząc, że on tak może godzinami. Podeszłam do niego i go przytuliłam. Niall odwzajemnił uścisk w wielkim wyszczerzem. Staliśmy tak przez chwilę, aż wpadłam na pewien pomysł. Chodziło o już otwartą czekoladę, którą chłopak cały czas trzyma w ręce tuż przy mojej twarzy… Uśmiechnęłam się złowieszczo i ugryzłam wielki kawałek słodkości. Blondas był zaskoczony.
- No Ey!- zawołał oburzony.
- Mniam…- oblizałam resztkę czekolady z ust, a potem szeroko się uśmiechnęłam.
- Osz ty! Jak mogłaś zjeść moją czekoladę?!- Horan się wkurzył.
- Normalnie, a po za tym to masz tam jeszcze kawałek- wzruszyłam ramionami.
- To nawet nie jest jedno kostka! Pożałujesz tego!- wytknął mnie palcem i z zawziętą miną złapał pada od konsoli.
- Koniec przerwy!- zawołał i włączył grę, musiałam szybko wziąć swojego pada, bo blondyn już szykował się do pierwszego ataku. Byłam zaskoczona, zaciekłością z jaką Niall atakował moją postać, ale odpierałam za każdym razem ciosy.
- Niall wygra!- usłyszałam głos Harrego.
- Nie prawda! Nie widzisz jak Mel odpiera jego atak?- powiedziała, zdenerwowana Jul.
- Zakład, że Nialler wygra?- loczek zapytał szatynkę.
- A o co?- July spojrzała na niego zacięcie.
- Jeśli Niall wygra będziesz musiała zrobić wszystko o co cię poproszę- powiedział Styles.
- A jeśli Mel wygra, będziesz musiał zrobić to samo tylko, że dla mnie- dziewczyna wyciągnęła rękę w stronę lokatego.
- Zgoda!- powiedział i złożyli sobie uścisk dłoni, który Lou przeciął. Teraz Jul zaczęła tak mnie dopingować, że nie słyszałam własnych myśli. Po prostu darła mi się do ucha.
- Teraz! W górę! No mówię, że w dół! Obrona! Obrona! Broń się! Mel! Co ty robisz?- krzyczała. Coraz bardziej mnie wkurzała, przez co nie potrafiłam się skupić na grze.
- Jul zamknij tą swoją japę, bo inaczej prze…- i nie zdążyłam dokończyć, bo usłyszałam tylko znany dźwięk i na ekranie wyświetlał się napis: „ Player Niall won! Player Mel lose!”.
- …gram. Ja pierdolę!- mruknęłam upuszczając pada na ziemię. Spojrzałam wkurzona na July.
- Ups!- pisnęła podnosząc ręce w obronnym geście. Chłopaki zaczęli wiwatować. Darli się, skakali. A na końcu podnieśli blondasa i zaczęli go podrzucać…
- Niall! Niall! Niall!- darli się, że chyba w każdym zakamarku tego domu było ich słychać.
- Masz kurna swoją obronę!- spojrzałam morderczym wzrokiem na July, która patrzyła na mnie jak małe dziecko, które coś zbroiło. Coraz bardziej wkurzała mnie ta sytuacja…
-Wy-gra-li-śmy! Jesteśmy mistrzami!- darli się chłopacy w niebogłosy.
- Uprzedzałem was, że jesteśmy lepsi!- powiedział Hazza z kpiącym uśmieszkiem.
- A spadaj psycholu!- odgryzłam mu się.
- Ach tak? Nie umiemy przegrywać? Co? Luzerka!- zaczął się ze mną kłócić.
- Ja?! No chyba cię pojebało… Nikt nie potrafi tak przegrywać jak ja… Tylko nie luzerka pedale!- coraz bardziej mnie wkurzał.
- Pedale? Kretynka!
- Idiota!
- Przychlast!
- Idź marnuj powietrze gdzie indziej pierdolnięty debilu!- wydarłam się, w tym momencie wszyscy skupili na nas swoją uwagę.
- Weź się ogarnij… To, że masz problemy w rodzinie nie znaczy, że możesz wyżywać się na mnie!- Harry wykrzyczał mi w twarz i dopiero po czasie zdał sobie sprawę co powiedział. W tym momencie nie wytrzymałam… Oczy zaszły mi łzami.
- Mel… Ja nie…- zaczął się tłumaczyć.
- Och odpuść sobie!- wydarłam się i rozejrzałam się. Wszyscy odwracali wzrok… Czyli wszyscy już wiedzą! Świetnie! Zwróciłam się do dziewczyn…
- Dziękuję, że rozpowiadacie wszystkim dlaczego tutaj przyjechałam… Tylko tego mi brakowało, żeby inni się nade mną użalali. Naprawdę świetne z was przyjaciółki. Najlepsze kurwa na świecie!- wykrzyczałam i wybiegłam z domu, nie mogąc patrzeć na ich twarze. Wszyscy mieli w oczach tylko i wyłącznie żal… Oczywiście skierowany do mnie. Między innymi dlatego właśnie chciałam uciec z domu. Biegłam na oślep, bo przez łzy praktycznie nic nie widziałam. Biegłam tak długo na ile mi sił wystarczało. Byle jak najdalej od nich. Co teraz zrobię? Przecież każdy teraz się będzie na de mną litował. O ile już tego nie robili. Muszę nad tym wszystkim zastanowić. Gdzieś gdzie będę miała wystarczająco dużo spokoju by pomyśleć co dalej zrobię… Czy znów uciec od przeszłości i wyjechać? Nie, nie potrafiłabym. Straciłabym Nialla, przez co serce by mi chyba pękło. Nie wiem… Muszę pomyśleć, ale na razie nie chcę ich wszystkich widzieć. Najgorsze jest to, że zamiast zapytać się wprost, to oni dowiadywali się o tym po kryjomu. Jestem ciekawa jak długo chcieli to przede mną ukrywać.



              
                  Heeeej wam! :D Chciałam przeprosić, że tak długo nie pisałam, ale mam teraz duuużo nauki i trochę z czasem jest problem... Ale żałuję za wszystkie grzechy i proszę o wybaczenie ;p Myślę, że teraz trochę pokombinowałam... Ale wszystko się z czasem wyjaśni;) Mam nadzieję, że się spodoba....
                                                                                                                                             Black-Berry
                  

niedziela, 16 września 2012

Rozdział 17


                                           ~Melody~

         Jechaliśmy jak najszybciej się dało. Na wybojach lub gdy za ostro skręcałam albo hamowałam Malik syczał i krzywił się z bólu.
- Przepraszam!- mówiłam za każdym razem, a chłopak nic nie odpowiadał tylko trzymał się za bolącą rękę. Gdy dojechaliśmy do szpitala było coś ok. 23:30. Pomogłam Zaynowi wyjść z auta, przez co znów usłyszałam salwę jęków.
- Przepraszam!- złapałam go za zdrowe ramię i poprowadziłam do środka.
- Halo! Potrzebujemy pomocy! Mój kolega chyba skręcił rękę!- wołałam w stronę pielęgniarek. Od razu jedna z nich wzięła go i zaprowadziła do jakiejś sali, gdy już chciałam iść z nimi powiedziała…
- Proszę tu poczekać! Musimy zrobić prześwietlenie czy ręka na pewno nie jest złamana… Gdy dostaniemy wyniki powiadomimy panią…- powiedziała ciepłym tonem.
- Dobrze- kiwnęłam głową i usiadłam w poczekalni. Gdy mulat zniknął za rogiem, wstałam i zaczęłam nerwowo chodzić to w jedną, to w drugą stronę… Ale chłoposzek się nabawił kontuzji! Nawet gdy to na pewno nie złamanie to i tak Zay nie będzie mógł ruszać ręką przez przynajmniej 2-3 tygodnie! Ja pierdolę! On to ma szczęście… Usiadłam w przeciwległym kącie poczekalni po czym gwałtownie się podniosłam widząc lekarza, który zmierzał w moją stronę… Tak szybka wstałam, że uderzyłam ręką w lampę, która stała obok kanapy, na której przed chwilą siedziałam. Poczułam ból… Wiedziałam co się stało, słysząc huk roztrzaskującego się szkła i nie chcąc patrzeć na miejsce bólu, spojrzałam na lekarza, który przyspieszył kroku, gdy tylko zobaczył co mi się stało.
- Kurwa, kurwa, kurwa…- przeklęłam pod nosem.
- Proszę ze mną! Rana jest za głęboka na zwykły opatrunek… Musimy szyć!- lekarz powiedział do pielęgniarki, po obejrzeniu mojej dłoni.
- Do kurwy nędzy! Jak zwykle!- znów przeklęłam cicho. Pielęgniarka zabrała mnie ze sobą i po jakiś 20-30 minutach miałam zszytą i obandażowaną dłoń.
- A co z Zaynem?- zapytałam wkurzona na siebie. Muszę być takim pechowcem? Choć już miałam nadzieję, że to się skończy, bo od urazu głowy już nic poważnego mi się nie stało… A tu takie coś! 5 szwów! Od uderzenia w lampę! Jpdl!
- Na szczęście to tylko zwichnięcie… Pan Malik musi chodzić w specjalnym obandażowaniu i za żadne skarby nie wolno mu jej nadwyrężać… A pani niech się zgłosi za 2 dni na zmianę opatrunku- powiedział doktor Spenser, jak przeczytałam z plakietki na kitlu.
- To nie zatrzymujecie Malika na obserwacji czy coś?- zapytałam.
- Nie, ale proszę zadzwonić po kogoś, żeby was zabrali do domu, ponieważ ani pani, ani pan Malik nie jest w stanie prowadzić auta- odpowiedział i odszedł. No cholera jasna! Jest po 24, a ja mam dzwonić po znajomych żeby odebrali mnie i mulata ze szpitala! Wzięłam telefon do ręki i wybrałam numer Liama. Nie odbiera.
- Kurwa!- przeklęłam pod nosem. Louis… Też nic. Modliłam się żeby w końcu ktoś odebrał. Harry… Nic.
- Kurwa, kurwa, kurwa!- coraz mniej mi się podobała perspektywa spędzenia nocy w szpitalu, a raczej przed jego budynkiem, lub zasuwanie ok. 20 km z buta do domu, bo autobusy o tej porze już nie kursowały. Tracąc nadzieję zadzwoniłam na numer Nialla. Jeden sygnał… Dwa…
- Halo?- usłyszałam lekko zaspany głos.
- Dzięki Bogu! Niall! Tu Melody… Mógłbyś odebrać nas ze szpitala? Mam mały problem i nie mogę prowadzić…- westchnęłam, wkurzona na moją niezdarność.
- Ok! Nie ma sprawy, już po was jadę… Ale co się stało?- zapytał. Usłyszałam jakieś trzaski… Pewnie blondas się ubiera.
- Powiem ci jak przyjedziesz...
- Spoko- odpowiedział, nie naciskając więcej na mnie.
- A i Niall…- zaczęłam.
- Co?-
- Weź ze sobą, któregoś z chłopaków… Najlepiej Liama, żeby jechał moim autem, możesz to zrobić?- poprosiłam.
- Jasne… Zaraz będziemy. Czekajcie na nas- odpowiedział bez chwili wahania.
- Dzięki! Jesteś wielki! Nie wiem jak ci się odwdzięczę- powiedziałam.
- Ja wiem… - usłyszałam śmiech w słuchawce telefonu i sama się zaśmiałam.
- Dobra, to czekamy za tobą. Pa!- posłałam mu całusa przez telefon i się rozłączyłam. Już miałam wychodzić ze szpitala, gdy nagle coś mi się przypomniało… Zayn! Gdzie on się podziewa? Zaczęłam przeszukiwać szpital, ale nigdzie go nie było.
- Do kurwy nędzy!- mruknęłam, wkurzona. Nagle ktoś na mnie wpadł.
- Uważaj!- usłyszałam znajomy głos.
- Sam uważaj przychlaście… Gdzieś ty się podziewał?- patrzyłam, wkurzona na bruneta.
- Szukałem ciebie. Jakaś pielęgniarka powiedziała mi, że dziewczyna podobna do ciebie poszła z lekarzem do jednej z sal- tłumaczył się. A gdy zauważył opatrunek na mojej dłoni dodał…
- Co zrobiłaś w rękę?- zapytał zszokowany.
- Uderzyłam w lampę, która rozsypała się w drobny mak, raniąc mi rękę. Byłam tak zdenerwowana, że nie panowałam nad swoimi odruchami- powiedziałam wzruszając ramionami.
- Że co? Ale na tym bandażu widać już krew...- Malik zrobił się blady.
- Ile go już nosisz?- zapytał, zmartwiony.
- Od jakiś 15 minut…- znów wzruszyłam ramionami, ale widząc jego przerażoną minę dodałam szybko…
- Lekarz mówił, że przy szyciu rany tak będzie. Przez jakiś czas będę musiała przyjeżdżać tutaj na zmianę opatrunku…- spojrzałam na niego.
- Szyciu?! – wrzasnął przerażony.
- No tak, rana była za głęboka na zwykły opatrunek, więc doktor ją zszył… Ale to tylko 5 szwów- machnęłam zdrową, prawą ręką.
- Tylko 5 szwów?!? Melody! Ja chyba przez ciebie oszaleję!- mulat usiadł na krześle, łapiąc się za głowę.
- A i właśnie… Jest mały problem. Nie mogę prowadzić- powiedziałam cicho.
- Że co?! A ja niby mogę? I co teraz zrobimy?- zapytał zmartwiony.
- Spokojnie. Już zadzwoniłam po Nialla i razem z Liamem jadą po nas- uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Ufff…- Zayn wydał z siebie i wyszliśmy ze szpitala, czekając aż blondasek przyjedzie i wreszcie zabierze nas do domu.



                                                                     ~Niall~

       Gdy tylko Melody się rozłączyła, zacząłem w biegu się ubierać. Nie dbając o to czy wszystko jest ok, pobiegłem do pokoju Liama, ale zważając, że w środku na pewno jest Danielle, zapukałem i dopiero wszedłem do środka.
- Liam… Wstawaj! Jesteś potrzebny- potrząsnąłem przyjacielem żeby się obudził.
- Co chcesz? Dlaczego mnie budzisz o tej godzinie?- zapytał zaspanym głosem.
- Bo Mel z jakiegoś powodu nie może prowadzić i prosiła żebym razem z tobą pojechał po nią i Zayna.
- Co? Mel nie może prowadzić? Dobra już wstaję…- odpowiedział i poszedł się ubrać. Obok na łóżku Danielle smacznie spała. Wyszedłem z jego pokoju i czekałem na niego już ubrany przy drzwiach. Payne zbiegł po schodach o mało się nie zabijając.
- Dobra możemy iść… Ale dlaczego Mel nie może prowadzić? I dlaczego prosiła ciebie abym to ja z tobą jechał a nie któraś z dziewczyn?- zastanawiał się w drodze do samochodu.
- Sam tego nie wiem, ale boję się że mogło jej się coś stać-zmartwiłem się.
- Nawet jeśli to raczej nic poważnego skoro wypuścili ją ze szpitala- pocieszał mnie Daddy.
- Mam nadzieję…- uśmiechnąłem się lekko. Wsiedliśmy do auta i czym prędzej skierowaliśmy się w stronę szpitala. Po jakiś 30 minutach byliśmy na miejscu. Szukałem wzrokiem Melody… Siedziała na ławce razem z Zaynem i o czymś rozmawiali.
- Mel!- zawołałem i podbiegłem do nich.
- Dlaczego nie możesz prowadzić?-  zapytałem, a jak zauważyłem opatrunek na jej lewej dłoni dodałem…
- Co ci się stało?- byłem zszokowany.
- Nic takiego…- powiedziała wymijająco.
- Tsaa jasne! Jeśli 5 szwów można nazwać niczym…- powiedział Malik.
- Że co?! Jak to się stało?-  byłem przerażony.
- Uderzyłam w lampę, która rozsypała się w drobny mak…- powiedziała szatynka.
- Jak ty to zrobiłaś? Przez ciebie chyba oszaleję!- złapałem się za głowę.
- Oj przepraszam no! To nie moja wina… Ja po prostu tak mam- Melody zasmuciła się.
- No dobrze, ale proszę cię uważaj na siebie- przytuliłem ją.
- Postaram się- dziewczyna się uśmiechnęła.
- No to jedziemy do domu?- zapytał znudzony Malik.
- Tak… Liam czeka w aucie- odpowiedziałem i poszliśmy w stronę auta.
- Hej Mel! Hej Zayn! Jak tam ręką stary? Melody co ci się stało w rękę?!- Daddy wytrzeszczył oczy, patrząc na jej lewą rękę.
- Opowiem ci później… Masz kluczyki od mojego autka- rzuciła mu je, a on je złapał.
- Spoko, tylko mam jedno pytanie…- Payne spojrzał poważnie na dziewczynę.
- Nom. Mów- ponagliła go.
- Dlaczego chciałaś żeby Niall wziął ze sobą mnie, a nie któregoś z reszty chłopaków, albo dziewczyn?- przyglądał się jej zaciekawiony. Mel się zaśmiała, przez co Liam zrobił zdziwioną minę.
- Naprawdę nie wiesz? Po prostu wiem, że jesteś odpowiedzialny i nie będziesz szalał prowadząc moje autko… A nie chcę żeby ktoś go popsuł, a wiesz co by się stało gdybym za kierownicę usadowiła np. Louisa i to jeszcze bez mojego nadzoru!- udawała przerażoną, na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- No to jedziemy do domciu i do cieplutkiego łóżeczka!- zawył wesoły Zay. Wsiedliśmy do aut i ruszyliśmy w stronę domu Mel.




                                                                   ~Louis~ 

        Obudziłem się ok. 9:00. Gdy otworzyłem oczy zdziwiłem się... Van leżała obok mnie, wtulając się we mnie jak w misia. Nie chciałem się ruszyć, by jej nie obudzić. Wygląda tak słodko gdy śpi…
- Louiś…- wymamrotała, nadal śpiąc blondynka po czym bardziej się do mnie przytuliła. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom! Czy ona właśnie zdrobniła moje imię? Jeszcze do tego czy ona śni o mnie skoro wymówiła moje imię? Mimowolnie uśmiechnąłem się szeroko. Ten dzień zapowiada się świetnie! Przygarnąłem ją jeszcze bliżej. Nie miałem zamiaru ruszać się z łóżka. Będę tak leżał dopóki Vany się nie obudzi. Jak bym chciał zbliżyć się jeszcze bardziej do tej wspaniałej blondynki, tylko nie wiem jak… Ale chyba mam pewien pomysł. Może jakaś wycieczka nas do siebie zbliży, ale muszę się jeszcze zastanowić gdzie byśmy pojechali. Wiem tyle, że Vanessa sama ze mną nie pojedzie, więc weźmiemy całą paczkę! Może Harry w końcu zbierze się na odwagę i powie Jul co do niej czuje, tak samo jak Zayn do Natally. Ciekawe jak to się potoczy… Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli. Na razie przestałem planować i patrzyłem tylko na śpiącą Vans, mógłbym to robić wiecznie. Ta dziewczyna jest idealna! Jest moim wyśnionym marzeniem… Nie, jest lepsza niż marzenie… O wiele. Leżałem tak może z 5-10 minut po czym księżniczka otworzyła oczy.
- Dzień dobry!- uśmiechnąłem się do niej.
- Dzień dobry!-  powiedziała i zorientowała się, że leży przytulona do mnie. Od razu odsunęła się ode mnie z rumieńcem na twarzy.
- Przepraszam.. Pewnie rzucałam się po całym łóżku..- Vany się zmieszała.
- Mi to bynajmniej nie przeszkadzało…- wyszczerzyłem się do niej.
- Och no weź! Ty zbereźniku ty!- zaśmiała się.
- No dobrze już… To kto idzie pierwszy do łazienki?- zapytałem.
- Na pewno nie ty!- krzyknęła i zaczęła biec.
- Osz ty!- powiedziałem i pognałem za nią. Gdy już prawie ją dogoniłem, Vanessa weszła do łazienki zamknęła za sobą drzwi, ale nie zdążyła ich zakluczyć.
- Teraz cię mam!- uśmiechnąłem się do niej złowieszczo. Złapałem i przełożyłem ją sobie przez ramię.
- Co teraz ze mną zrobisz?- udawała przestraszoną.
- To niespodzianka…- miałem zamiar wrzucić do wanny i popryskać ją wodą. Gdy odsunąłem kotarę, stanąłem jak wryty.
- Ej! Co jest? Dlaczego tak stoisz?- spytała Van i gdy ją wypuściłem, pokazałem jej na to co znajdowało się w wannie, a raczej na kogoś.
- Jpdl! Co to ma być?- krzyknęła. W wannie spał sobie Liam, słysząc nasze głosy obudził się.
- Hej! Co robicie w moim pokoju?- zapytał, ale gdy zaczął się oglądać, powiedział zdziwiony…
- Co ja tutaj robię?- podrapał się po głowie zamyślony.
- No właśnie się zastanawiamy, co robisz w łazience- zmierzyłem go wzrokiem.
- Z główką wszystko ok?- zapytałem.
- No oczywiście… A już wiem! Gdy przyjechaliśmy z Mel i Zaynem było tak późno, że już nie kontaktowałem, więc musiałem się pomylić i zasnąłem tutaj- Li wygramolił się z wanny i ruszył do swojego pokoju.
- Ale dlaczego pojechałeś po Mel i Zayna? Przecież oni mieli auto…- zapytałem, ale Payna już nie było.
- Dobraaa… To było dziwne…- stwierdziła Vanessa.
- A teraz wynocha z łazienki!- wygnała mnie i zamknęła za sobą drzwi zanim mogłem cokolwiek zrobić. Gdy już obydwoje skorzystaliśmy z łazienki, poszliśmy na dół na śniadanie. W kuchni już wszyscy byli.
- Cześć wszystkim!- zawołaliśmy wspólnie.
- Hej!- odpowiedzieli nam. Podszedłem do Daddiego i zapytałem…
- Ej! Po co jechałeś po Mel i Zayna, skoro pojechali samochodem?- popatrzyłem na niego ciekawy.
- Zapytaj się Melody…- odpowiedział i wskazał na szatynkę. Dopiero teraz zauważyłem, że dziewczyna ma opatrunek na lewej dłoni,  który był już mocno nasiąknięty krwią…
- Mel! CO CI SIĘ STAŁO?!?- wydarłem się.
- To nic takiego… Gdy lekarz przyszedł powiedzieć mi o stanie Zayna nie panowałam nad swoimi odruchami i zbiłam lampę, która poraniła mi dłoń…- wzruszyła ramionami.
- Że co?!- nadal nie mogłem wyjść z szoku.
- Nic mi nie jest… Mam tylko 5 szwów i muszę pojechać na zmianę opatrunku..- powiedziała.
- Pie.. Pię… Pięć szwów?- zbladłem i klapnąłem na krześle obok niej…
- Lou dobrze się czujesz?- dziewczyna pomachała mi przed oczami zdrową ręką.
- Nic mi nie jest, tylko, że przez ciebie kiedyś zwariuję…- powiedziałem.
- Oj ja ciebie też Marcheweczko- dziewczyna się do mnie wyszczerzyła, a ja pokiwałem z rezygnacją głową.
- A jak tam ty Zay?- zapytałem, zmieniając temat.
- Nie jest źle… Tylko przez 2 tygodnie będę miał opatrunek usztywniający, a w przyszłym tygodniu mam przyjechać do szpitala na badania kontrolne…- powiedział, uśmiechając się lekko do Nat, która zaopiekowała się nim. Teraz właśnie podała mu talerz pełen naleśników…
- Eh! Dlaczego to nie ja nie zwichnąłem sobie ręki, albo coś…- wymamrotał Harry, patrząc z zazdrością na górę naleśników, które Zay pałaszował.
- Mi to mówisz stary! Gdybym wiedział, że jeśli bym sobie coś zrobił to dostawałbym tyle żarcia, to już dawno siedziałbym tutaj z skręconą kostką czy coś…- powiedział Niall, ale gdy Melody zmierzyła go karcącym spojrzeniem, dodał…
- Ale i tak się cieszę, że jestem zdrowy… Przynajmniej mogę się zająć Mel- wyszczerzył się.
- O nie! Tylko nie to! Dam sobie sama radę!- szatynka wycofywała się do salonu.
- No choć tutaj! Zrobię ci przepyszny koktajl z brukselek na dodanie sił… Szybciej wyzdrowiejesz…- Niall ruszył się z miejsca z brukselką z ręce.
- Nie! Tylko nie brukselki! Proszę!- Mel wybiegła biegiem z kuchni, a Nailler za nią. Słychać było tylko jakieś krzyki i śmiechy.




         Mam nadzieję, że wam spodoba;) Proszę was o polecenie mojego bloga u siebie, odwdzięczę się tym samym. Zaczynam wprowadzać w życie plan, który pomogła mi wymyślić moja siostra Blanka, którą znacie jako Haftującą.tęczą ^^